Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2025

Skurcze po jeździe – jak ich uniknąć?

Bywa tak: wracasz do domu po długiej, pięknej trasie. Nogi zmęczone, ale głowa pełna słońca, wiatru i tej dzikiej satysfakcji. Jesz, bierzesz prysznic, może chwilę się porozciągasz – i w końcu siadasz, odpoczywasz. A potem… łup! Nagle coś się napina. Gdzieś w nodze – czasem w łydce, czasem w udzie, a czasem w miejscu, o którego istnieniu nawet nie miałeś pojęcia. Skurcz. Mocny, bolesny, wyrywający z błogiego stanu. I pytanie: co teraz? Dlaczego dopiero teraz? Znam to. Te wieczorne albo nocne skurcze to nie przypadek – to efekt zmęczenia, niedoborów i czasem drobnych błędów, które łatwo naprawić. Oto kilka rzeczy, które mogą pomóc: 1. Pij nawet po zejściu z roweru Organizm po jeździe nadal potrzebuje wody – często nawet bardziej niż w trakcie wysiłku. Jak wrócisz z trasy, nie kończ jeszcze z nawadnianiem. Po jeździe warto: • wypić 500–700 ml wody z elektrolitami (można dodać tabletkę albo zrobić domowy izotonik: woda + cytryna + szczypta soli + odrobina miodu) • unikać alko...

Pierwsze kilometry po zmianie

Obraz
Zmiana opon to zawsze trochę jak nowy rozdział – nie wiesz, czy wszystko się zgra, czy będzie pasować do Twojego stylu jazdy, terenu, oczekiwań. Szczególnie gdy wcześniej jeździło się na czymś sprawdzonym, jak moje Specialized Rhombus Pro, które tym razem zostały w domu – wrócą na jesień, kiedy szutry znów staną się wymagające. Na ich miejsce trafiły nowe: Specialized Pathfinder TLR Tan 700x40c – szybkie opony gravelowe, stworzone z myślą o bardziej utwardzonych nawierzchniach, przystosowane do jazdy bezdętkowej. Miałem lekkie obawy, czy sprawdzą się w holenderskich warunkach, ale dzisiejsze pierwsze kilometry je rozwiały. Ścieżki rowerowe tutaj są jak dywany – gładkie, długie, prowadzące przez pola i wioski – i właśnie w takie warunki te oponki wpasowały się idealnie. Rower sunął lekko, bez oporów, a średnia prędkość była wyższa niż dotychczas. Nie chcę jeszcze ferować wyroków – to dopiero nieco ponad 20 kilometrów testu – ale pierwsze wrażenie, którego najbardziej się bałem, je...

Woda, ptaki i cegły – holenderska układanka

Obraz
Dzisiejsza trasa była krótka, ale pełna uroku. Choć to tylko mała pętla, miejsca, które mijałem, wyglądały miejscami jak z bajki. Spokój, cisza i to, co lubię najbardziej: woda, łódki, jachty oraz statki. Zwiedzając Holandię kiedyś samochodem, nie widziałem tylu zachwycających miejsc, co teraz, jeżdżąc rowerem. Rower sprawia, że jestem obecny w tych miejscach naprawdę. Samochód to nie to samo. Moja dzisiejsza wyprawa zaczęła się i skończyła w miejscowości Giethoorn. To była mała pętla przez małe wioski, gdzie domki dosłownie stały nad samą wodą. Giethoorn – holenderska Wenecja Giethoorn, nazywane „Wenecją Holandii”, to urocza miejscowość w prowincji Overijssel, znana z licznych kanałów i mostków. Osada została założona w XIII wieku przez uchodźców z krajów śródziemnomorskich. Nazwa „Giethoorn” pochodzi od słów „gietehornes”, oznaczających „kozi róg” – według legendy, pierwsi osadnicy znaleźli na tym terenie wiele rogów kóz, które zginęły w powodzi. W Giethoorn nie ma dróg – tran...

Nic na siłę.

Obraz
Są takie dni, które zaczynają się jeszcze dzień wcześniej. W głowie kiełkuje pomysł na dłuższą trasę – może przez lasy, może polami, gdzie droga niknie za horyzontem. Siadasz z mapą, sprawdzasz pogodę, analizujesz każdy zakręt. Szykowanie staje się rytuałem: przegląd roweru, pakowanie torby, żele, banany, izotonik domowej roboty już czeka w bidonie. Nawigacja i telefon pełne baterii, powerbank w gotowości. Nawet witaminy trafiają do bocznej kieszeni. Wszystko dopięte, wszystko gra. Budzik ustawiony na wczesne świtanie. Plan idealny. Tylko sen nie chce przyjść. Kręcisz się, licząc minuty. Z każdą kolejną rośnie frustracja, ale też jakaś cicha nadzieja, że zaśniesz… w końcu. Aż w końcu – zasypiasz. I wtedy dzwoni budzik. 4 godziny snu. Wiesz to jeszcze zanim otworzysz oczy. Wiesz, że nie wstaniesz. Nie z lenistwa. Nie z braku chęci. Po prostu – nie dziś. Wyciszasz alarm. Naciągasz śpiwór na głowę i wracasz tam, gdzie żadna trasa nie ma końca, a rower nigdy się nie męczy – w ...

Część 8 - Kamienie kierunku – BAAK na szlaku Pieterpad

Obraz
Na pierwszy rzut oka – po prostu głaz. Ale jak to w życiu bywa – najprostsze rzeczy często mają w sobie najwięcej znaczeń. Ten kamień stoi na wzgórzu nieopodal Rolde, w otwartym krajobrazie, gdzie nie ma zbyt wiele do zaczepienia wzroku. A jednak – przyciąga. Tablica z wyrytymi dłońmi wskazującymi kierunki, jak palce czasu. Po jednej stronie: Pietersberg, 445 km stąd. Po drugiej: Pieterburen, 67 km. Dwie skrajności Pieterpadu, najdłuższego pieszo-przemierzanego szlaku w Holandii. BAAK to znak, że jesteś na trasie. I choć ja przemierzałem ją na rowerze, a nie pieszo, poczułem coś wspólnego z wędrowcami, którzy przechodzą tu setki kilometrów – z południa na północ lub odwrotnie. Każdy z nich mija ten kamień. Każdy zostawia za sobą coś innego, ale widzi to samo – otwartą przestrzeń, niebo, kamienie i decyzję: w którą stronę iść dalej? Całe to miejsce ma coś z pradawnego rytuału. Może przez ułożenie kamieni wokół. Może przez ciszę, która tu panuje. Może przez to, że znaki na tym kami...

Harlingen – port, który zatrzymał mnie na lądzie

Obraz
Czasem w podróży najlepsze są te nieoczekiwane zwroty akcji. Tak właśnie było w Harlingen. Przyjechałem wcześnie rano, gotów na rejs promem na wyspę Terschelling. Plan był prosty – rower, morze, wyspa. Jednak rzeczywistość dopisała własny scenariusz. Odprawa o 9:00, oczekiwanie… i niespodzianka – prom dopiero o 15:30, powrót o 17:50. Krótko mówiąc: nieopłacalna eskapada. Ale zamiast zawrócić, postanowiłem zaufać miejscu. Harlingen – portowe miasteczko na skraju Morza Wattowego, w prowincji Fryzja. To jedno z najstarszych i najważniejszych miast portowych w północnej Holandii. Już w średniowieczu słynęło z rybołówstwa, handlu i żeglugi. W XVI wieku Harlingen stało się strategicznym punktem wypraw żeglarskich na dalekie morza. Przez wieki morze było tu żywicielem, ale i zagrożeniem, dlatego miasteczko zbudowało solidne nabrzeża i systemy ochronne. Kręcąc się po nabrzeżu, poczułem się jak podróżnik, który zgubił mapę, ale odnalazł przygodę. Spacerowałem między historycznymi kutrami i ...