Deszcz nie robi na nich wrażenia

Holandia. Płaska jak stół, wietrzna jak wiatrak w środku pracy. Dziś leje od rana.

Zimno, mokro, ponuro. A mimo to – coś przykuło moją uwagę.


Wracałem do domu, gdy mijałem grupkę młodych ludzi.

Plecaki, rozpięte kurtki, włosy rozwiane wiatrem. Jadą rowerami ze szkoły jakby nigdy nic.

Nie widać w nich buntu przeciw pogodzie. Żadnego „dlaczego ja”, żadnego zwalniania tempa.

Po prostu – jadą. Bo rower tutaj to nie wybór. To codzienność. Naturalny rytm.


Później – inny obrazek. Peleton jak z Tour de France.

Dwadzieścia osób, może więcej. Wszyscy w takich samych koszulkach, ale to nie zawodowcy.

Widać, że jadą hobbystycznie – od młodych po siwych.

Zgrani, spokojni, uśmiechnięci. A przecież z nieba leje jak z cebra.


I stoję wtedy, pod jakimś daszkiem, chowając się przed deszczem,

i myślę sobie: „Deszcz nie robi na nich wrażenia”.


To inny świat. Inna kultura jazdy.

U nas rower to często wybór. Tu – jakby część tożsamości.

Nie potrzeba aplikacji, lajków, spektakularnych widoków.

Tu liczy się droga. Rytm. Ruch.


Nie wiem, czy Holandia mnie zachwyca. Jest w niej coś surowego,

beznamiętnego, trochę odległego. Ale patrząc na tych ludzi – dzieci, dorosłych, starszych –

widzę, że rower nie musi być romantyczną ucieczką od świata.

Może być jego częścią. Na dobre i na złe. W słońcu i w deszczu.


I może właśnie to mnie w tej Holandii najbardziej zaskakuje.

Nie chodzi o infrastrukturę. Nie o tempo. Nawet nie o tę słynną płaskość.

Ale o to, że dla nich to po prostu życie. Bez fanfar, bez potrzeby zachwytu.

Rower jest jak oddech – naturalny, codzienny, oczywisty.


A ja? Wciąż jestem tu obcy. Patrzę z boku, bez próby dopasowania się.

Nie chcę nic stąd zabierać, nie szukam inspiracji na siłę.

Po prostu jestem. Obserwuję, chłonę – z ciekawością, ale też z dystansem.

I może na tym właśnie polega urok takich chwil:

że nie trzeba ich rozumieć ani oswajać. Wystarczy pozwolić im wybrzmieć.



– uciekam dalej zanim mnie dogoni świat

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czasem wystarczy oddech.

Pierwiastek podróżnika, czyli planowanie wyprawy.

Część 5 - Tulipanowy zachwyt