Cisza na dwóch kołach
W świecie, który nieustannie pędzi, coraz trudniej znaleźć chwilę ciszy.
Ciszy prawdziwej – tej, która nie jest brakiem dźwięków, ale obecnością spokoju.
A czym jest spokój?
Dla mnie to brak zmartwień, moment, w którym świat przestaje przytłaczać.
To powrót do tamtych chwil, kiedy jako dziecko wyruszałem z domu pełen ciekawości, nie wiedząc, co mnie spotka za rogiem.
Każde wyjście było wtedy nową przygodą, a każda ścieżka – obietnicą odkrycia czegoś nieznanego.
Taki właśnie spokój odnajduję dziś na dwóch kołach, w miejscach, gdzie asfalt się kończy, a droga prowadzi przed siebie.
To tam, na pustych szlakach i wśród szeptu natury, świat w końcu milknie.
Nie ma szumu miasta, nie ma rozmów, nie ma powiadomień w telefonie. Jest tylko cichy szmer opon toczących się po drodze, rytmiczny oddech i miękkie tło natury – śpiew ptaków, szelest traw na wietrze, cichy stukot kamyków pod kołami.
To właśnie wtedy, na dwóch kołach, odnajduję ciszę, której tak bardzo brakuje w codziennym życiu.
Nie jest to cisza absolutna.
To cisza pełna życia – spokojna, kojąca, niemal namacalna. Cisza, która nie straszy pustką, lecz otula jak miękki koc. Cisza, w której każde drzewo ma swoją opowieść, a każdy zakręt drogi niesie obietnicę nowych myśli.
Słuchać nie świata – ale siebie.
Kiedy człowiek zostaje sam na pustej drodze, bez żadnych rozpraszaczy, nagle zaczyna słyszeć własne myśli głośniej i wyraźniej. Początkowo są chaotyczne – jakby próbowały nadrobić cały stracony czas. Ale z każdym kilometrem uspokajają się. Układają w prosty, cichy rytm.
Oddychaj. Jedź. Czuj.
Zrozumiałem, że właśnie na tych pustych szlakach najłatwiej poskładać siebie na nowo.
Nie potrzebuję niczego więcej. Wystarczą dwie sprawne nogi, rower i otwarta droga. Nie ma znaczenia, dokąd jadę. Nie chodzi o cel. Chodzi o drogę – o bycie tu i teraz, o spotkanie samego siebie w miejscach, gdzie kończą się słowa, a zaczyna prawdziwa obecność.
Czasem zatrzymuję się na chwilę.
Opieram rower o drzewo, siadam na trawie i pozwalam sobie po prostu być. Bez planu, bez pośpiechu. W takich momentach czuję, że wszystko, co naprawdę ważne, mieści się w tych kilku prostych rzeczach: w oddechu, w słońcu na skórze, w zapachu ziemi, w szumie wysokich traw.
Ilekroć wracam do domu z takich wypraw, czuję się lżejszy. Jakbym zostawił gdzieś na polnych drogach cały zbędny ciężar. Myśli stają się klarowniejsze, a codzienne problemy – trochę mniejsze.
Bo cisza na dwóch kołach nie rozwiązuje wszystkiego. Ale przypomina, że odpowiedzi są bliżej, niż nam się wydaje.
Dlatego jeżdżę.
Nie dla rekordów, nie dla statystyk.
Jeżdżę, by odnaleźć ciszę.
Tę ciszę, która pozwala mi na nowo odnaleźć siebie.
A Ty?
Gdzie odnajdujesz swoją ciszę?
– uciekam dalej, zanim mnie dogoni świat
Komentarze
Prześlij komentarz
Masz myśli? Podziel się nimi.
Jeśli coś Cię poruszyło, zainspirowało albo po prostu chcesz zostawić ślad - napisz komentarz.
Lubię czytać, co czujesz i myślisz.