Burza

Głos natury.

Dziś przez cały dzień miałem plan, żeby wieczorem wyskoczyć na rower.

Mimo dziwnego samopoczucia, które szeptało: „zostań”, druga część mnie mówiła: „idź”. Pokonaj lenistwo, a zobaczysz – wystarczy kilka obrotów korby, by znów poczuć zew. Tę dobrze znaną radość z bycia w drodze, ten pęd przed siebie.


Ale wybrałem inaczej. Ciepły, puchowy śpiwór.

Dlaczego śpiwór? Bo nie lubię spać w hotelowej pościeli. Zawsze mam swój – pachnący lasem, wolnością i spokojem.


Leżałem przytłoczony poczuciem winy. Myślałem, że ogarnęło mnie zwykłe lenistwo. Ale wtedy przyszła myśl…

Przecież zwierzęta też wyczuwają zmianę pogody. Nawet gdy świeci słońce, potrafią zawczasu schować się w norce, dziupli, legowisku.


I kiedy już naprawdę uwierzyłem, że przegrałem ze sobą, że się poddałem – błysk. Grzmot.

W ciągu pięciu minut rozpętała się burza. Niebo pękło, a z góry runęła ściana deszczu.


Zrozumiałem. To nie było lenistwo.

To był głos. Głos natury. Mojej własnej, dzikiej natury, która wiedziała. Kazała mi się schować – jak wszystkim stworzeniom, które wyczuwają deszcz i wracają do swoich bezpiecznych miejsc.


Dziś nie przegrałem.

Dziś po prostu posłuchałem.


Bez zdjęcia. Bo nie wszystko da się uchwycić obiektywem.


– uciekam dalej zanim mnie dogoni świat

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czasem wystarczy oddech.

Pierwiastek podróżnika, czyli planowanie wyprawy.

Część 5 - Tulipanowy zachwyt